Modelinowe SuperZingsy domowej roboty
Dzisiaj będzie post inspiracyjny, a dodatkowo o tym, jak daleko może zaprowadzić kreatywność dziecka i niechęć rodziców do kupowania zbyt dużej ilości zabawek.
Znacie SuperZings (dzisiaj już funkcjonujące jako SuperThings)? Ja jeszcze całkiem niedawno nie znałam ich zupełnie. Aż pewnego dnia mój syn wrócił z przedszkola i oznajmił, że one istnieją i że o nich marzy! Na początku trudno mi było zrozumieć nawet nazwę – w jego ustach brzmiały bardziej jak Żingsy. Potem w czasie spaceru pokazał mi je w witrynie kiosku. Ale ze mną nie jest tak łatwo – jestem dość nieugięta i nie przepadam za zbyt dużą liczbą zabawek w domu.
Od tej pory SuperZings były wspominane regularnie, zawsze z takim samym rozmarzeniem w oczach. Żingsy to, Żingsy tamto. Wkrótce okazało się, że nie są to Żingsy, ale właśnie SuperZings. A potem nastąpiło coś, co kazało mi spojrzeć łaskawiej na te małe zabaweczki, które powodują szybsze bicie serca u naszych najmłodszych.
Wybraliśmy się na targ starci do Kiermus. Jeździmy tam często, bo uwielbiam grzebać w starociach i wyszukiwać mniej lub bardziej oczywiste perełki i kicz. Mój synek również polubił to miejsce, głównie dlatego, że sam lubi grzebać i że zawsze coś tam wygrzebie dla siebie. Tego dnia nie mógł znaleźć nic, co by mu się spodobało. Siedział przy stoisku ze starymi samochodzikami, szukał, przeglądał, aż nagle zaświeciły mu się oczy. Wyciągnął mocno nadwyrężony i niekompletny plastikowy pojazd i oznajmił, że nie chce niczego więcej.
Okazało się, że jest to jeden z pojazdów owych SuperZings, tzw. wyrzutnia. Trzeba było kupić – wytargowaliśmy, kosztowała całą złotówkę. Kiedy wróciliśmy do domu, dziecko zniknęło nad kubełkiem z modeliną. Coś tam kleił, robił, formował, a potem przyszedł do mnie z figurką i poprosił o jej wypieczenie. Potem wyjaśnił, że właśnie zrobił swojego własnego SuperZingsa.
I tak się zaczęło. Potem dorobił jeszcze parę. Opowiedział mi, że SuperZings to figurki superbohaterów i złoczyńców. Każda jest inna i można zbierać całe serie. Niektóre walczą z sobą nawzajem, są też egzemplarze rzadkie, z których zdobyciem nie jest zbyt łatwo. Jego pasja, zacięcie oraz to, jak fantastycznie zrobił te figurki sprawiły, że po jakimś czasie uległam i kupiłam mu pierwszego SuperZingsa. Zrozumiałam, że jest naprawdę wysoko na liście marzeń.
Okazało się, że SuperZings to faktycznie sympatyczne i bardzo pomysłowe zabawki! Jeśli jednak myślicie, że zakup oryginalnej figurki ograniczył zacięcie twórcze mojego synka, to się mylicie. Produkcja modelinowych SuperZings trwa nadal, chociaż sytuacja, o której Wam opowiedziałam, miała miejsce grubo ponad rok temu. To, co się zmieniło, to zapał, z jakim figurki są tworzone (bywa, że codziennie po 5 sztuk!) oraz precyzja wykonania. Nie przesadzę jeśli powiem, że niektóre z nich są naprawdę zbliżone do oryginałów!
Nie pomagam nic. Jedyne, co robię, to kupuję modelinę i nastawiam piekarnik, gdy trzeba je wypiekać (choć i to ostatnio robi samodzielnie). Synek produkuje fantastyczne SuperZings, chociaż ma już sporą kolekcję tych oryginalnych. Nie poprzestaje jednak na odtwarzaniu istniejących figurek. Robi swoje własne serie!
Zaczęło się od przypadku – do kubełka z modeliną niepostrzeżenie zaplątało się trochę plasteliny. Synek zrobił pięknego Zingsa, ale niestety po włożeniu do piekarnika, część z niego się rozpuściła. Na początku była tragedia i łzy, ale udało nam się sprytnie wyjść z sytuacji i wymyśliliśmy, że oto właśnie powstała nowa seria – Melty Squad (od melt – rozpuszczać). Kolejne Zingsy z Melty Squad zostały dorobione bardzo szybko.
Potem powstał jeszcze Smoky Squad (od smoky – dymny). To też dzieło przypadku. Mąż nie wiedział, w jakiej temperaturze wypiekać modelinę, a chcieli zrobić Zingsy beze mnie. Przypaliły się niemiłosiernie. Ale nam to niestraszne – okazały się kolejną autorską serią, zyskały nawet swoją własną bazę i wymyślone super moce (intensywny, bardzo brzydki zapach i niezwykła lekkość).
A potem jeszcze synek zaczął robić Zingsy przez siebie wymyślone – Zings Donat, Eye’cy, Korona, Sztabka Złota. Twórczość cały czas rozwija się w najlepsze, a ja nie mogę przestać się dziwić, jak bardzo kreatywne może być dziecko zostawione same sobie oraz jak precyzyjne kształty z modeliny może robić 6-latek!
Więc koniec końców okazało się, że SuperZings są naprawdę super! I te prawdziwe, i te modelinowe. W obecnej chwili są największą pasją mego synka – tak kolekcjonerską, jak i artystyczną. A ja po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że dzieci mają w sobie gotowych artystów, trzeba tylko pozwolić im działać!
Zainteresował Cię ten wpis? Zapisz się na mój newsletter! Otrzymasz dostęp do dalszych materiałów edukacyjnych, informacje o nowych inicjatywach i wiele inspiracji!