Poszukiwania skarbów – targi staroci z dziećmi
Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam targi staroci. Poszukiwanie perełek, grzebanie w starych miskach, żeby odnaleźć tą jedyną, wyjątkową, rozmowa z handlarzami – wszystko to ma dla mnie niepowtarzalny urok. Dlatego też konieczne było, aby i moje dzieci pokochały to zajęcie i razem ze mną z niego korzystały.
Pierwsze wspólne targi staroci
Na targi staroci zaglądam, kiedy tylko mam ku temu okazję. Jeżdżę na nie specjalnie lub wpadam przypadkowo. Kiedy po raz pierwszy wybrałam się z moim małym synkiem na targ na warszawskim Kole, zdałam sobie sprawę, że on zupełnie tej mojej pasji nie podziela. Dla niego było to po prostu nudne chodzenie po stoiskach pełnych śmieci. Wtedy zrozumiałam, że mam do wykonania porządną robotę!
Starocie z historią
Zaczęłam już w kolejną sobotę, bo wiedziałam, że w niedzielę odbywają się targi staroci w Kiermusach – jedne z moich ulubionych, zorganizowane na świeżym powietrzu, niedaleko pięknego Tykocina. Chciałam, by pojechał na nie pełen entuzjazmu, a nie znudzony samą perspektywą wyjazdu. Nie użyłam tu jakichś niesamowitych sztuczek – po prostu oznajmiłam, że jedziemy na poszukiwanie skarbów i opowiedziałam mu o tym, że stare przedmioty mają nieprawdopodobny urok i że każdy z nich ma swoją historię do odkrycia. Pofantazjowaliśmy trochę o starociach, które już mamy – lekko zdezelowanym krześle, na którym uwielbiamy siedzieć, pięknych wazonach, które ktoś zrobił jakieś 100 lat temu i które przeżyły pewnie więcej niż my sami. Dla zachęty powiedziałam też, że sam będzie mógł odszukać jakiś skarb tylko dla siebie, pod warunkiem oczywiście, że jego cena będzie do zaakceptowania (ja na targach nie lubię wydawać fortuny – cały urok takich imprez polega na tym, że za parę-paręnaście złotych można tam znaleźć coś wyjątkowego).
Wspólne poszukiwanie skarbów
To wystarczyło – wyprawa do Kiermus okazała się strzałem w dziesiątkę i na stałe wpisała się w nasz rodzinny harmonogram. Teraz jeździmy tam już we czwórkę (piątkę, jeśli liczyć psa) i nadal każdy sobie coś tam wygrzebuje. Nigdy nie jedziemy z konkretnymi oczekiwaniami, bo nigdy nie wiadomo, co akurat znajdziemy. Kiedyś chciałam wazon, a wróciłam z niesamowicie urokliwą cukiernicą, mój synek raz dorwał wyrzutnię SuperZings, od której zaczęło się jego kolekcjonowanie Zingsów, a teraz z kolei poluje na minerały lub stare monety. Jednej niedzieli natknęliśmy się na figurki He-Mana, od których zaczął się szał na tą postać, uwieczniony własnoręcznym wykonaniem stroju na karnawał. Mój młodszy chłopiec jest zafascynowany samochodami: w Kiermusach udało mu się już znaleźć kolekcjonerski model ciężarówki Star oraz ciekawe, stare samochodziki HotWheels. Mój mąż niestrudzenie poluje na stare modele Matchbox.
Kiermusy to nie tylko starocie
Targi w Kiermusach odbywają się raz w miesiącu (w każdą pierwszą niedzielę, a ostatnio także i w pierwszą sobotę) i najlepiej podjechać tam z rana. Oprócz przyjemności wygrzebywania ciekawych rzeczy, bardzo miło jest spędzić czas rozmawiając z wystawiającymi, a także jedząc tamtejsze przysmaki: sękacze, chaczapuri, czy kupując pyszne lokalne miody. Nie wspomnę nawet o niekończących się okazjach do przekazania dzieciom trochę wiedzy historycznej i zainteresowania ich jakimiś nowymi tematami. To cudowna opcja na jednodniowy wypad, przy okazji zaś można odwiedzić pobliski Tykocin i zobaczyć malowniczą synagogę.
Zainteresował Cię ten wpis? Zapisz się na mój newsletter! Otrzymasz dostęp do dalszych materiałów edukacyjnych, informacje o nowych inicjatywach i wiele inspiracji!